Inflacyjne rozważania

Jako dziecko nie byłem świadomy hiperinflacji, która szalała wówczas w kraju. Był to problem bardziej moich rodziców niż mój, choć zapewne dziwiło mnie trochę, że za worek monet z Nowotką, Prusem i Mickiewiczem jestem w stanie kupić lizaka. Pamiętam, że w lokalnym gieesie była taka gra - "Mistrz zręczności". Było kilka dziur różnej wielkości i trzeba było w nie trafić. Kosztowała 100 złotych. I w zasadzie to była jedyna rzecz, którą można było za banknot z Waryńskim kupić. Za Świeczewskiego nic nie można było dostać. I to być może trochę mnie dziwiło - że mamy pieniądze, które są nic nie warte.
Temat inflacji powraca ostatnio dość często. Zwłaszcza w krypto-świecie. Ceny rosną. Dodruk pieniądza jest faktem. Stopy procentowe są bliskie 0. W tej sytuacji Bitcoin zdaje się być bezpieczną przystanią. Zwłaszcza jeśli ktoś kupił go jeszcze przed hossą...
Ja osobiście jestem zwolennikiem dywersyfikacji. Trzymanie pieniędzy na koncie w banku uważam za najgorszy pomysł. Z drugiej jednak strony nie jestem przekonany co do tego, że grozi nam obecnie hiperinflacja. Jeśli spojrzymy na wykres z ostatnich 25 lat, to zauważymy, że gorzej już było, a obecny poziom inflacyjny nie odbiega od normy.

W 2014 roku mieszkałem kilka miesięcy na Łotwie. Pamiętam mój szok, kiedy pierwszego dnia poszedłem do sklepu i zobaczyłem kilogram cukru po 1,40 euro. Kolejne miesiące uświadomiły mi, że Polska to wyjątkowo tani kraj. Bardzo dobrze wiedzieli to Litwini, Słowacy i Ukraińcy, którzy masowo przyjeżdżali do Polski na zakupy. Utwierdzały mnie w tym kolejne wizyty we Lwowie, w którym - owszem - można było taniej zjeść na mieście i wynająć dobrą kwaterę, ale ceny wielu produktów w sklepach były porównywalne lub droższe niż w Polsce. Piszę w czasie przeszłym, bo od 2 lat nie byłem na Ukrainie, a obecnie inflacja jest tam dość wysoka. Cóż, Polska nie przoduje w tym temacie. W Europie wyprzedzają nas Turcy (16,19%), Ukraińcy i Białorusini (po 8,50%), Rosjanie (5,79%), Islandczycy (4,30%) i Węgrzy (3,70%). Potem jesteśmy my z 3,20%.
Na mieście mówi się, że dowodem na wysoką inflację mają być banknoty o nominale 1000 złotych (ponoć z królową Jadwigą). Coż, ja też pamiętam takie "bilety NBP". Z Kopernikiem. Tylko, że w czasach mojego dzieciństwa już niewiele można było za nie kupić.
Wprowadzono je w 1975 roku. Do 1975 najwyższym nominałem było 500 zł...


Postanowiłem sprawdzić jak kształtowały się zarobki w tamtym czasie. Okazuje się, że nominalnie były one niższe niż obecnie (a mimo to dostępne były wyższe nominały). Zresztą poniższa tabela bardzo dobrze pokazuje hiperinflację w latach 1988-1990, kiedy to średnie roczne zarobki urosły z 637 tysięcy zł do 12 milionów.
| Rok | Średnie wynagrodzenie (roczne) | (miesieczne) |
|---|---|---|
| 1970 | 26 820 | (2235 x 12) |
| 1971 | 28 296 | (2358 x 12) |
| 1972 | 30 108 | (2509 x 12) |
| 1973 | 33 576 | (2798 x 12) |
| 1974 | 38 220 | (3185 x 12) |
| 1975 | 46 956 | (3913 x 12) |
| 1976 | 51 372 | (4281 x 12) |
| 1977 | 55 152 | (4596 x 12) |
| 1978 | 58 644 | (4887 x 12) |
| 1979 | 63 924 | (5327 x 12) |
| 1980 | 72 480 | (6040 x 12) |
| 1981 | 92 268 | (7689 x 12) |
| 1982 | 139 572 | (11 631 x 12) |
| 1983 | 173 700 | (14 475 x 12) |
| 1984 | 202 056 | (16 838 x 12) |
| 1985 | 240 060 | (20 005 x 12) |
| 1986 | 289 140 | (24 095 x 12) |
| 1987 | 350 208 | (29 184 x 12) |
| 1988 | 637 080 | (53 090 x 12) |
| 1989 | 2 481 096 | (206 758 x 12) |
| 1990 | 12 355 644 | (1 029 637 x 12) |
| 1991 | 21 240 000 | (1 770 000 x 12) |
| 1992 | 35 220 000 | (2 935 000 x 12) |
| 1993 | 47 940 000 | (3 995 000 x 12) |
| 1994 | 63 936 000 | (5 328 000 x 12) |
| 1995 | 8 431,44 | (702,62 x 12) |
| 1996 | 10 476,00 | (873,00 x 12) |
| 1997 | 12 743,16 | (1061,93 x 12) |
| 1998 | 14 873,88 | (1239,49 x 12) |
| 1999 | 20 480,88 | (1706,74 x 12) |
| 2000 | 23 085,72 | (1923,81 x 12) |
| 2001 | 24 742,20 | (2061,85 x 12) |
| 2002 | 25 598,52 | (2133,21 x 12) |
| 2003 | 26 417,64 | (2201,47 x 12) |
| 2004 | 27 474,84 | (2289,57 x 12) |
| 2005 | 28 563,48 | (2380,29 x 12) |
| 2006 | 29 726,76 | (2477,23 × 12) |
| 2007 | 32 292,36 | (2691,03 x 12) |
| 2008 | 35 326,56 | (2943,88 × 12) |
| 2009 | 37 235,52 | (3102,96 x 12) |
| 2010 | 38 699,76 | (3224,98 x 12) |
| 2011 | 40 794,24 | (3399,52 x 12) |
| 2012 | 42 260,04 | (3521,67 x 12) |
| 2013 | 43 800,72 | (3650,06 x 12) |
| 2014 | 45 401,52 | (3783,46 x 12) |
| 2015 | 46 797,36 | (3899,78 x 12) |
| 2016 | 48 566,52 | (4047,21 x 12) |
| 2017 | 51 258,12 | (4271,51 x 12) |
| 2018 | 55 020,36 | (4585,03 x 12) |
| 2019 | 59 018,04 | (4918,17 x 12) |
| 2020 | 62 009,64 | (5167,47 x 12) |
Oczywiście to zarobki, a nie ceny. Pokazują one jednak ogólny trend i fakt, że zaraz po upadku komuny większość Polaków stała się milionerami.
Na koniec mały eksperyment... Załóżmy, że w 1980 roku, kiedy jeszcze nie było mnie na świecie, jakiś bogaty wujek przekazuje mi w prezencie całą swoją pensję w wysokości średniej pensji. W 1980 roku cena złota osiągnęła rekordowe ceny 615 dolarów za uncję. W Polsce cena dolara wynosiła 180 zł. A zatem aby kupić uncję złota trzeba było wydać 110700 zł, co stanowiło 152% średniej rocznej pensji. Za ofiarowane przez wujka 72480 zł kupiłbym zatem 0,655 uncji. Obecnie cena za uncję wynosi 6615 zł, czyli 10,66% średniej rocznej pensji. A zatem przeciętny Kowalski może dziś kupić za swoją wypłatę o wiele więcej złota niż40 lat temu.
Gdybym w 1980 roku zamienił teoretyczną roczną pensję teoretycznego wujka na złoto, to dziś mógłbym za nie otrzymać 4332 zł. Gdybym natomiast te 72 tysiące włożył do skarpety, nie przespał ostatniego dzwonka denominacyjnego i do końca 2010 roku zamienił je "nowe złotówki", to otrzymałbym równowartość 7 złotych i 24 groszy.
PS. To nie jest porada inwestycyjna.










Comments