Tarnowski Dzień Niepodległości
Do Tarnowa vel Damaszku Europy zawsze chętnie wracam, więc gdy @foggymeadow kilka dni temu zaproponowała niedzielny wypad na kawę do Tramwaju, to nie miałem żadnych zastrzeżeń. Zwłaszcza, że prognozy pogody były bardzo obiecujące. 20 stopni końcem października? Biorę w ciemno!
Siedząc w pociągu do Tarnowa uświadomiłem sobie, że jest 30 października, czyli 104. rocznica ogłoszenia przez Tarnów posłuszeństwa "rządowi warszawskiemu", rozbrojenia Austriaków i przygotowania gruntu dla polskiej administracji. Lokalnie obchodzi się to jak "Dzień niepodległości", choć w tym roku było dość skromnie. Złożenie kwiatów pod Grobem Nieznanego Żołnierza, jakiś koncert w Hali Pałacu Młodzieży, oddolny marsz, który nie figurował w oficjalnym programie. W każdym razie, gdy pojawiliśmy się w Damaszku Europy koło godziny 15.00, to na mieście jedynie flagi mogły przypominać o święcie. Wszystko inne było takie jak zawsze, czyli "wyludnione". Cóż, przynajmniej nikt zbytnio nie wchodził w kadr...
Przy okazji w Tarnowie wyraźnie odczułem zmianę czasu. Było przed 16.00 a złota godzina trwała i słońce wyraźnie chyliło się ku zachodowi. Cóż, wiele bym dał, żeby zaprzestać przestawiania zegarków i wprowadzić na stałe czas letni. Bo o ile mrok nie przeszkadza mi jakoś bardzo (pracuję po nocach i spokojnie mógłbym mieszkać na Islandii), to jednak niespecjalnie jestem fanem nocnej fotografii. Skrócenie dnia o godzinę w praktyce oznacza, że od listopada do marca robię zauważalnie mniej zdjęć.
Na koniec poszliśmy do Tramwaju, gdzie wypiłem zapewne ostatnią w tym sezonie kawę mrożoną. Już po zachodzie słońca pod oknami kawiarni przeszedł tarnowski Marsz Niepodległości. Dość standardowy: flagi, bannery i skandowanie haseł. Jedynym intrygującym elementem był gość przebrany za wielkiego misia.
Do Krakowa wracaliśmy po 18.00, bo po covidzie w Tramwaju nastał nowy reżim pracy i stare dobre czasy rozmów przy kawie do 21.00 minęły bezpowrotnie. Pociąg OCZYWIŚCIE był spóźniony, więc w Krakowie byliśmy koło 19.30. Co ciekawe za bilet powrotny (normalny InterCity dla dwóch osób) kupiony pół godziny przez odjazdem zapłaciłem 29,70 zł, gdy tymczasem za Regio do Tarnowa zapłaciłem 33 zł a IC bez gwarancji miejsca kosztował ponad 50 zł. Chyba nigdy nie zrozumiem logiki PKP...
Comments