Krok w stronę Międzymorza
W 2016 roku poleciałem na Ukrainę, aby wziąć udział w jednej konferencji poświęconej Międzymorzu. Organizował ją jakiś oligarcha. Wszystko było zrobione z pompą. Najpierw odczyt referatów, potem impreza dla ludu. Istna wyżerka. A na koniec jeszcze jedna impreza. Uczta na jakiejś wielkiej sali. I jedyne co mi w tym wszystkich zgrzytało to fakt, że nikt za bardzo nie pomyślał o większej integracji miedzy nami. Ukraińcy siedzieli z Ukraińcami, Polacy z Polakami, Litwini z Litwinami. Po powrocie spisałem raport z gorzkimi refleksjami, że Międzymorze jest jeszcze daleko i bez wzajemnego poznania to nie może działać.

Koncepcja współpracy narodów dawnej Rzeczypospolitej - Ukraińców, Białorusinów, Litwinów, Łotyszy, Polaków (a w dalszej kolejności również innych sąsiadów) zawsze była mi bliska. Wiedziałem jednak, że pierwszym krokiem zawsze są relacje miedzy ludźmi, a dopiero potem międzyrządowe porozumienia. Dlatego w śpiewniku zawsze miałem pieśni sąsiednich narodów. I zwykle był to dobry pretekst to zawiązania znajomości. Pamiętam wyprawę na Litwę w 2009 roku i dwie Litwinki śpiewające na ulicy stare pieśni. One nauczyły mnie "O jau mano mielas". Ja nauczyłem je "Herbów". I było wiele radości.
Od mojego udziału we wspomnianej konferencji minęło 6 lat i odnoszę wrażenie, że nigdy nie byliśmy tak blisko Międzymorza. I bynajmniej nie mam tu na myśli politycznych gestów czy deklaracji, ale fakt, że mamy wokół siebie tysiące Ukraińców. Rozpoczęte tydzień temu w Królestwie Bez Kresu lekcje polsko-ukraińskie pokazują, że jest w naszych sąsiadach ogromna chęć nie tylko nauki naszego języka, ale również spotkania, poznania naszej kultury, naszych zwyczajów. Tylko od nas zależy, czy zepchniemy ich do getta (co prędzej czy później przyniesie same problemy) czy też zaprzyjaźnimy się tworząc Intermarium w praktyce.
Tymczasem dziś kolejne lekcje w KBK. Zapisy na konkretne terminy wstrzymaliśmy. Mimo to wciąż piszą do nas chętni, aby przyjść i porozmawiać. Na razie wciąż badam grunt i sprawdzam ile ludzi jesteśmy w stanie pomieścić. Krakowskie Królestwo w końcu (po 2 latach!) może wypełnić w odpowiednim stopniu swoją rolę miejsca spotkań, ostatniego przyjaznego domu. Pomysł jednak wydaje się być odpowiadający realnym potrzebom całkiem sporej grupy Ukraińców (nie tylko w Krakowie) i może warto go wdrożyć w o wiele szerszym zakresie...?
Myślę o tym intensywnie.










Comments