Latvija nadaje 2022. Dzień 4.
Sobota. Dzień przywitał nas słońcem, wybraliśmy się więc z @foggymeadow do centrum, aby spotkać się z @pocichu i jej siostrą Julią, które przyleciały do Rygi na weekend. Ogólnie więcej Polaków wpadło na ten pomysł, bo polski słyszymy stosunkowo często.




Z @pocichu umówiliśmy się pod Muzeum Sztuki Narodowej przy Krišjāņa Valdemāra. Stąd przeszliśmy na Alberta iela, która słynie z pięknych secesyjnych budynków.



Z Alberta z kolei jest rzut beretem na ulicę Mednieku, gdzie znajduje się Polijas Republikas vēstniecība Rīgā, czyli Ambasada RP w Rydze. Przed budynkiem stoi budka, ale nikogo w niej nie było.

Spod ambasady przeszliśmy do Parku Kronwalda, gdzie chwilę pospacerowaliśmy, aby pożegnać się w dobrych nastrojach. Dziewczyny wróciły do Muzeum Sztuki, ja z Agą poszliśmy w kierunku Vecrigi.

Najpierw zajrzeliśmy do Muzeum Wojny, gdzie jest darmowa toaleta. A skoro już zajrzeliśmy, to obejrzeliśmy ekspozycje. Część w ogóle się nie zmieniła. Znaczącej modyfikacji uległa wystawa poświęcona udziałowi Łotyszy w I wojnie światowej. Odnoszę wrażenie, że zrobiono ją od nowa. Zmieniono również część poświęconą walce o niepodległość Łotwy. Jest na niej wspomniany również udział Polaków w wyzwoleniu Dyneburga.




Od oglądania wojny trochę zgłodnieliśmy, postanowiliśmy więc z @foggymeadow pójść coś zjeść. Tylko gdzie? Dawniej zwykle wybierałem Čili Pizzę, ale okazało się, że lokali w ścisłym centrum już nie ma. Ostatecznie więc wylądowaliśmy w Ezītis miglā (Jeżyk we mgle) przy Grēcinieku. Wzięliśmy burgery. Były bardzo dobre. Polecam.

Po posiłku mieliśmy trochę czasu do pociągu, więc przeszliśmy się mało uczęszczanymi uliczkami Starej Rygi. Po drodze spotkałem "uśmiechniętego akordeonistę" - tego samego, którego w 2006 roku opisałem w swoim łotewskim blogu (pisałem go jako Don Hallmann, Romski Król).
Wczesną jesienią spotkałem na jednym przystanku tramwajowym akordeonistę. Grał ciekawą melodię, która się monotonnie powtarzała. Miałem wtedy wiele spraw na głowie. Nie zwróciłem na niego uwagi. Dopiero gdy wsiadłem do tramwaju spojrzałem w jego twarz. Była prawdziwa. Było w nim coś z romskiego taboru pod koniec dnia, gdy wszyscy Romowie gromadzą się wokół ogniska. Szczególnie poruszył mnie jego szczery uśmiech. Wtedy pojawiła się myśl by wyskoczyć z tramwaju i wrzucić mu jakiś grosz. Wahałem się a drzwi się zamknęły. To było smutne jak romskie historie starych Cyganek...
Wczoraj idąc z Aliną jedną z ulic Rygi usłyszałem melodię niemieckiej kolędy "O Tannenbaum, O Tannenbaum, Wie treu sind deine Blätter"... Zatrzymałem się. Alina spytała o powód. Rzekłem, że bardzo lubię tę melodię, więc wrzucę coś akordeoniście, który ją grał... Podszedłem bliżej. To był on! Ten akordeonista! Ten sam szczery uśmiech! Opowiedziałem Alinie całą historię. Też wrzuciła mu santimy. Hmm... w wigilię Bożego Narodzenia dzieją się dziwne rzeczy.











Na mieszkaniu byliśmy koło 20.00. Akurat zaczynało lekko padać. Z domu wyszliśmy jeszcze po 21.30 na zakupy. Niestety znów zapomniałem, że po 22.00 nie można na Łotwie kupić alkoholu. Nie dane mi było więc napić się Frišsa (shandy 2,8%, jedyny alkohol, który mi smakuje). Musiałem ograniczyć się do Enjoya (najlepszy truskawkowo-limonkowo-miętowy napój na świecie).










Comments