Przygody z PKP: Bez zmian

img_3654.jpg

Wybrałem się dziś z @foggymeadow na Śląsk. Pociągiem. O dziwo z Krakowa odjechał punktualnie. Punktualnie też przyjechał do Katowic. Potem punktualnie zajechał na peron pociąg Kolei Śląskich do Wisły Głębce i już miałem napisać dziękczynny wpis o tym jak „PKP może” i w mniej niż 2 godziny dotrę do mojej rodzinnej miejscowości… Powstrzymałem się jednak. Doświadczenie podpowiadało, że nie należy chwalić dnia przed zachodem Słońca. I słusznie. Pociąg odjechał z opóźnieniem. Do Goczałkowic przyjechał 7 minut później. Oczywiście na PKP obowiązuje kwadrans akademicki, więc takiej obsuwie nie warto poświęcać uwagi. W Japonii może byłaby to przygoda, ale nie u nas. Sęk w tym, że przygody są wpisane w nazwę PKP. Polskie Koleje Przygodowe. Jak nie tam, to z powrotem.

Od jakiegoś czasu w goczałkowickim Zdroju prowadzone są jakieś prace. Pociągi jeżdżą tylko jednym torem. Tym albo tamtym. I od jakiegoś czasu pociąg do Katowic jest ZAWSZE spóźniony. ZAWSZE. Pani z budki chyba się tak do tego przyzwyczaiła, że nawet nie zapowiada tych opóźnień. Musiałem więc sobie sprawdzić w Internecie. Pokazało mi kwadrans. Może nadrobi - pomyślałem. Jak zwykle było to przejawem skrajnego optymizmu. Pociągi na tej trasie tylko pogłębiają opóźnienie. I tak też było. Ostatecznie zakończyło się na 24 minutach. Boznańska odjechała.

A mnie jak zwykle zastanawia jedno: skoro opóźnienia są zawsze, to dlaczego nikt nie dostosuje rozkładu jazdy do tych wszystkich utrudnień, które są na trasie?