Spotkanie z Romem

To był koniec sierpnia 2016 roku. Poszedłem robić hiperlapsę na tarnowski Rynek. Wycelowałem aparat w muzealne podcienia. No i jadę z koksem. Pstryk. Przesunięcie. Pstryk. Przesunięcie. Pstryk. Przesunięcie. Pstryk. Nagle przechodzi Rom. Dumnie. Z podniesioną głową. A na głowie dumny, romski kapelusz.
-To będzie historyczne zdjęcie - mówi.
-Tak. Pojawi się Pan na jedną dziesiątą sekundy. To będzie hiperlapsa - odpowiadam.
-Hiper-co, Panie? - pyta Rom.
-Hiperlapsa. Zrobię przynajmniej 200 zdjęć. Jedna klatka to jakieś 10 zdjęć. Mignie więc Pan na filmie w czasie jednej dziesiątej sekundy.
Rom posmutniał.
-To niewiele - mówi.
-Takie już są hiperlapsy.
-Ech... nie warto było, Panie. Nie warto było robić nic, co by się, Panie... A szkoda gadać. Szkoda strzępić ryja. Naprawdę. Jeśli tyle dla was znaczy... Jeśli tyle dla was znaczy, Panie, takie zaangażowanie społeczne, jak moje, gdzie postawiłem moją rodzinę, moje życie prywatne, biznes, wszystko inne i dla was tylko znaczy to jedną dziesiątą sekundy...
-No dobra - mówię - to niech Pan tam stanie przy tej linii, to zrobię jeszcze kilka.
-A mogę zawołać żonę i dzieci? - pyta Rom.
-Śmiało, proszę wołać.
Stanęli. Pstryk. Przesunięcie. Pstryk. Przesuniecie. Pstryk...
PS. Kronikarski obowiązek nakazuje mi dodać, że 30 sekund później podeszła do mnie żona Pana Roma i chciała mi wróżyć. Nie za darmo rzecz jasna.










Comments