Przeprowadzka do Tarnowa

Są osoby, które zmieniają nasze życie. Często zupełnie nieintencjonalnie, niejako przypadkowo, stają się pierwszym kamykiem lawiny. Dla mnie taką osobą był Albert.
Był rok 2005. Wakacje. Albert mieszkał w Tarnowie. Pojechałem go odwiedzić. Na kilka dni. I był to jeden z przełomowych momentów w moim życiu, choć wtedy jeszcze nie zdawałem sobie z tego sprawy. Wiedziałem tylko jedno: zakochałem się w tym mieście.
Tarnów urzekł mnie swoim klimatem, historią na każdym kroku, sztuką na ulicy. Pamiętam wielkie obrazy wywieszone w różnych miejscach. Jednego wieczoru oglądaliśmy zapis happeningu z 1989 roku. Na nagraniu ktoś wygłosił manifest. Żądania dotyczyły ulicy Wałowej. By nie jeździły po niej samochody. By rosły kwiaty. By ludzie byli uśmiechnięci. Takie marzenia... I pamiętam ten moment jak jechałem z Albertem głównym deptakiem. Patrzę na nazwę ulicy. Wałowa. Marzenie się spełniło.

W 2006 roku wziąłem urlop dziekański i wyjechałem na Łotwę. I nawet na dalekiej Północy wciąż w głowie miałem Tarnów. Można to zauważyć przyglądając się mapie Polski, którą zrobiłem dla dzieci w Sece. Komentarz do Tarnowa nie pozostawia złudzeń: "Stolica kontrrewolucji. Kocham Tarnów!"

Do kraju wróciłem w 10 maja 2007 roku. Tydzień później pojechałem odwiedzić Alberta. Drugi raz. Trochę się u niego pozmieniało. Nie pracował już w teatrze. Miał za to stowarzyszenie, które rozwijało się w szybkim tempie. "A może przeniósłbyś się do Tarnowa? Pomógłbyś nam." - ta sugestia była niczym sen, choć opierała się na solidnych podstawach. Po pierwsze: zawsze chciałem mieszkać w Tarnowie. Po drugie: musiałem czekać kolejny rok, aby móc kontynuować studia. Zgodziłem się. W głowie miałem jednak dalszą perspektywę. Za miesiąc, dwa...

Kilka dni później zadzwonił Albert. Musiał gdzieś pilnie wyjechać. Organizowali Dzień Dziecka. Duża impreza. Byłem potrzebny. No i cóż, wsiadłem w pociąg i pojechałem.
Spakowałem się na dwa tygodnie. Zostałem na 4 lata...










Comments