Trasa German Death Camps
Z polską polityką historyczną jest trochę jak z chodzeniem do dentysty. Myśli się o niej dopiero gdy pojawia się ból. Oczywiście są tacy, którzy nie zaniedbują zębów i pamięci, ale wydaje mi się, że należą do mniejszości. Akcja German Death Camps potwierdza tę prawidłowość.
Na początku roku 2017 ząb pamięci rozbolał. ZDF nie wykonał wyroku, który zapadł w procesie z powództwa byłego więźnia KL Auschwitz Karola Tendery, w związku z użyciem zwrotu "polskie obozy zagłady". Polscy internauci, uzbrojeni w hasztag #GermanDeathCamps, rozpoczęli ofensywę. Niemcy odpowiedzieli banowaniem masowego rażenia. W tej sytuacji pojawiła się koncepcja wysłania billboardu do Moguncji (niem. Mainz), aby stanął pod siedzibą stacji i kuł w oczy. W nieco ponad tydzień udało się dopiąć wszystkie kwestie i 1 lutego wóz Drzymały XXI wieku mógł ruszyć w drogę.
Z Tarnowa wyjechałem rano. Pociąg jak zwykle był opóźniony. Na szczęście przewidziałem taką sytuację i zdążyłem dotrzeć do Krakowa na czas. Stąd autobusem do Wrocławia. Szybka zupa na mieście z wrocławskimi łącznikami: Justyną i Dawidem. Następnie konferencja prasowa pod Urzędem Marszałkowskim. O 19.00 wyjazd do Zgorzelca. W drodze obejrzałem "Wiadomości". Puścili materiał o trasie. Tuż przed granicą wrzuciłem w Internet ostatnie zdjęcie. Koło 23.00 wjechaliśmy do Niemiec. Straciłem łączność ze światem.

Noc w busie. W Moguncji byliśmy koło 9.30. Zrobiliśmy wstępny rekonesans pod siedzibą ZDF i wycofaliśmy się na parking pod jakąś galerią handlową. Poszedłem kupić Internet mobilny. Niestety nic z tego nie wyszło, bo okazało się, że trzeba mieć zameldowanie na terenie Niemiec. Po kilku podejściach odpuściłem. Zresztą gonił nas czas. Całą operację trzeba było skoordynować z mediami, a pierwotna koncepcja, by zatrzymać się gdzieś pod siedzibą ZDF stanęła pod znakiem zapytania. Przyczyna dość prozaiczna: nie było miejsca, gdzie można byłoby to zrobić.

Pojechaliśmy zrobić kolejny zwiad. Tym razem kierowca podjechał pod bramę. Nie wiem co go podkusiło, ale jedno wiedziałem od razu: to nie był dobry pomysł. Mówię więc: Musimy zawrócić. Niestety było za późno. Zastawili nam drogę odwrotu. Wjazd zablokowany. Wyjazd też. Kierowca woła do strażnika: Boss, boss, we want go. Niewiele to dało. W końcu przyszedł jakiś boss. No i pyta o co chodzi. Mówię, że kierowca źle skręcił, chcemy zawrócić, a tak w ogóle to się nam śpieszy. Na szczęście billboard nie był założony, więc udało się jakoś zbyć pytania dotyczące przyczepy. Szlaban się podniósł. Zawróciliśmy. Jedno było pewne: za bramę z bannerem nie wjedziemy. W tej sytuacji postanowiliśmy poszukać jakiegoś innego budynku. ZDF miał ich trochę w okolicy. Podjechaliśmy pod jeden z nich. Stanęliśmy i zastanawiamy się co robić. Po minucie pojawił się boss. Ten sam co poprzednio. No i pyta co robimy. Szukamy jakiegoś parkingu - mówię. Przyczepa duża, nie ma jak się pomieścić. Zasugerował ten pod galerią handlową, na którym już byliśmy. Świetna rada Wujku. Bardzo dobra rada! - mówię i zarządzam ewakuację na parking. Ale nie pojechaliśmy wcale pod galerię handlową. Było jasne, że doskonale wiedzą o naszej misji. Może też oglądali "Wiadomości". Wyjechaliśmy poza miasto. Jedziemy. Jedziemy. Nagle patrzę - cmentarz. Żywej duszy nie ma. Parking jest. Krzaki są. Idealne miejsce. Zjechaliśmy. Kierowcy zaczęli montować banner. Niedługo potem pojawił się samochód, w którym za kierownicą poznali pracownika niemieckiej stacji. Zwolnił. Rzucił okiem. Pojechał dalej. ZDF nie śpi!
Ja tymczasem poszedłem na cmentarz. Nagle telefon. Odbieram. Ktoś mówi po niemiecku. Niestety jedyne zwroty, które znam w tym języku, czyli Hitler kaput, achtung panzer, hände hoch, nicht schießen okazały się zupełnie nieprzydatne. Chwilę później zadzwonił inny Niemiec, kolega tamtego. Ten jednak mówił po angielsku. Wyjaśnił, że jego znajomy to fotoreporter i chce zrobić zdjęcia. Bezirksfriedhof West - rzuciłem krótko. Pojawił się w niedługim czasie. Przyjechała też ekipa TVP Info. Przedstawiłem plan działania redaktorowi Gmyzowi, on przetłumaczył to Panu Niemcowi. Koło 13.00 wyjechaliśmy na akcję. Plan był następujący: ekipa telewizyjna jedzie pod siedzibę ZDF, rozkłada sprzęt, a po 20 minutach pojawia się billboard, przejeżdża koło bramy głównej, nawraca, przyjeżdża znowu, nawraca i tak do odwołania akcji.
Dokładnie o 13.27 rozpoczęła się pierwsza runda. Podczas drugiej pojawiła się ekipa "Wiadomości". Łącznie udało się zrobić 27 rund. Po 14.00 zjawiła się policja. Jeden radiowóz stanął przy bramie, drugi ruszył w pościg. Zadzwoniłem do kierowcy. Niestety było za późno. Billboard został przejęty i odeskortowany na pobliską stację kolejową Mainz-Marienborn. Tam nastąpiła kontrola, która nie wykazała żadnych nieprawidłowości.

Ja w tym czasie byłem pod siedzibą ZDF. O 14.30 TVP Info miało wejście na żywo. Ekipa "Wiadomości" nakręciła jeszcze jakiś materiał. Przed 15.00 pojechaliśmy na stację kolejową. Karawana z billboardem stała. Na miejscu jakoś udało mi się wysłać twitta z mojej przedpotopowej komórki.

Koło 15.20 znów zjawiła się policja. Zapytali o plany. Zgodnie z prawdą odpowiedzieliśmy, że jedziemy do Wiesbaden. Odjechali. My też.

Przeprawiliśmy się przez Ren. Pokrążyliśmy po Wiesbaden. Ludzie przyglądali się, ale bez widocznego entuzjazmu czy dezaprobaty. W końcu stanęliśmy na Rheinstrasse. Tu redakcja "Wiadomości" próbowała kogoś złapać do wywiadu. Trwało to jakieś 40 minut. Była to jedyna dłuższa przerwa w ciągu dnia. Poszedłem coś zjeść. Porobiłem kilka zdjęć. Po 17.30 ewakuacja do Kolonii.

W Kolonii zostawiliśmy billboard, który następnego dnia miała przejąć ekipa z Londynu. Kolejna noc w busie. O 10.00 byliśmy w Polsce. O 12.40 wyjechałem z Wrocławia do Rzeszowa. Pociąg oczywiście miał opóźnienie. Inaczej być nie mogło. W Rzeszowie byłem koło 18.30. Po trzech dniach w podróży mogłem w końcu się wyspać. Moja misja dobiegła końca.
Stacja ZDF nie przeprosiła. O akcji było jednak głośno. Mówiły o niej media w Polsce i na świecie. Całkiem dobry rezultat jak na działanie sfinansowane z internetowej zbiórki i realizowane w dużej mierze przez wolontariuszy (opłaceni byli tylko kierowcy). Sam byłem tylko małym trybikiem tego projektu. Z Niemiec wróciłem zmęczony, ale z uczuciem satysfakcji. Kamyk wystrzelił z procy. Walka Dawida z Goliatem wciąż jednak trwa...










Comments