Lądowanie na Steemie

Grudzień 2017 to był szczytowy punkt mojego zainteresowania kryptowalutami. Całe dnie czytałem analizy i studiowałem wykresy. Polowałem na altcoiny, które w przyszłości miały dać dziesięciokrotny zysk. Nawet podczas wyjazdu na Łotwę trzymałem rękę na pulsie. Patrzyłem jak cyferki rosną i wprawiało mnie to w dobry nastrój.

IMG_9328a.jpg

Przedświąteczna Ryga.

13 grudnia 2017 roku był ciężkim dniem. Cały dzień w podróży. Wracałem z @foggymeadow z Rygi a kurs Bitcoina zbliżał się do poziomu 17 tys. dolarów amerykańskich. O 20.01 przyszła wiadomość od Pauliny (@kaysh):

Cześć. Jakoś tak mi się obiło o uszy, że siedzisz w kryptowalutach. Znasz Steemit?

Odpisałem krótko:

Kojarzę, ale nie zagłębiałem się w tę kryptowalutę.

Tak też było w istocie. STEEMa kojarzyłem wyłącznie z tabelki na Bittrexie. Jako, że nie był w parze z ETH (za przelewy BTC płaciło się wówczas jak za zboże), to nawet nie przyszło mi do głowy, aby w niego zainwestować.

Godzinę później przyszła odpowiedź od @kaysh:

Pytam, bo trafiłam na to dzisiaj; z tego co zrozumiałam to autorzy publikujący tam wpisy dokładają się swoim stukaniem w klawiaturę do blockchaina. Dość... ciekawa koncepcja.

Po powrocie do Rzeszowa pół nocy czytałem o Steemie. Nad ranem założyłem konto, które następnego dnia (15 grudnia Anno Domini 2017) zostało zatwierdzone. Tydzień później Steem Dollars osiągnął ATH. 1 SBD było warte 13.81 USD. Prawie 50 złotych. Pod moim pierwszym postem zebrało się 19.30$. W momencie wypłaty było to mniej więcej tyle ile na YouTubie przez cały rok. Wszystko wrzuciłem w Steem Power. No i zaczęła się przygoda...