Chińskie narkotyki
Niewiele było produktów, które w 2006 roku można było kupić na Łotwie za mniej niż 10 santimów (~50 gr). Do tej elitarnej grupy zaliczał się bez wątpienia rolton. Na promocji w Super Netto chodził nawet po 6 santimów. Kupowałem więc go hurtowo i zwykle miałem ze sobą przynajmniej jedną paczkę. Na czarną godzinę.
Dla tych, którzy nie wiedzą: rolton (a w zasadzie Роллтон) to zupka błyskawiczna. Chińska, choć z Rosji. Ot standardowy zestaw - makaron, paczuszka z tłuszczem, paczuszka z przyprawami. Wsio.
Nie jestem jakimś wielkim fanem zupek chińskich, ale nie ukrywam, że suchy makaron pochrupać sobie lubię. Jadłem więc go często jako przekąskę. Zazwyczaj z nudów, czekając na Godota, czyli na autobus. To zaś wiązało się z koniecznością odpowiadania na powtarzające się pytanie: Dlaczego jesz "surowy" rolton?
Wówczas wyciągałem z kieszeni przyprawy z zupki i rozpoczynałem wykład dotyczący demografii.
-Ty wiesz co to jest? - pytałem. To są chińskie narkotyki. Wy, Łotysze, tego nie wiecie, zalewacie je wodą i jecie to świństwo. No i zupka za zupką zamieniacie się powoli w Chińczyków. Najpierw skośnieją wam oczy. Potem zmienia się kolor skóry. Ostatni etap to emigracją do Chin. My w Polsce to wiemy, dlatego jest nas 38 milionów Polaków. Wy nieświadomi zagrożenia zażywacie chińskie narkotyki i zostało was już tylko 2 miliony. A w Chinach przeludnienie. Ponad miliard mieszkańców. Jak myślisz z czego się to bierze?
I wielu to kupiło.
Swoją teorię sprzedałem też jednemu Francuzowi. Jakiś czas później odwiedziłem go w jego mieszkaniu w Skrīveri. Akurat robił obiad na bazie... makaronu z roltonu. Chińskie narkotyki wylądowały w koszu na śmieci. Tak trzeba żyć - pomyślałem. Zażywasz przegrywasz!










Comments