Życie absurdalne jak pasta

F8DD485CAE4E4CCF897E98461038F1B4.jpg

Siedzę w Królestwie Bez Kresu. Jest po 16.00. Zapada zmrok. Nagle słyszę jakieś odgłosy. Trochę jak szczekanie. Choć bardziej jak szczekaczka. Nasłuchuję. I faktycznie. Ktoś gdzieś krzyczy. Może jakaś manifestacja pod konsulatem? Otwieram okno w dużej sali. Słyszę tylko pojedyncze słowa-klucze. "Rosjanie". "Niemcy". "Moskwa". Wytężam wzrok i dostrzegam gościa pod kamienicą po drugiej stronie Placu Biskupiego. Wytężam słuch. "Proszek żółty z napisem Germany, proszek żółty"...

Zwykłem nazywać takich ludzi prorokami. Chodzą po mieście i głoszą nowinę. Niekoniecznie dobrą.

Po może dwóch minutach z budki przed konsulatem wychodzi policjant. Powoli idzie w stronę proroka. Podchodzi na odległość może 50 metrów. Prorok przestaje krzyczeć i idzie w kierunku Krowoderskiej. Policjant wraca do budki. Prorok widząc, że zagrożenie oddaliło się, przystaje i znów zaczyna coś krzyczeć o żółtym proszku z Niemiec.

Zamykam okno. Prorok wciąż nadaje. Po kilku minutach znów otwieram. Widzę dwóch policjantów. Jeden idzie ulicą. Drugi środkiem placu. Skradają się. Prorok na chwilę milknie. Zamykam okno.

Po minucie znów go słychać. Otwieram okno. Nowy temat. "Allegro, tureckie pistolety, tureckie pistolety, na olxie bez pozwolenia można było kupić." "O, to coś o mnie" - myślę sobie. Też kiedyś taki miałem. Zamykam okno. Wolę nie wiedzieć co mnie czeka.